poniedziałek, 30 maja 2011

samsung vs apple

Od początku było wiadomo, ze przepychanki sądowe firm Apple i Samsung będą dobrą rozrywką dla gawiedzi. Potwierdzają to wydarzenia z ostatnich dni — za sprawą Samsunga spór wkroczył na kolejny poziom absurdu.
Zacznijmy od początku. Apple pozwał Samsunga o kopiowanie iPhone'ów i iPadów, a kilka dni później Koreańczycy odpowiedzieli pozwem na pozew. W zeszłym tygodniu do sądu trafił wniosek firmy Apple o przyśpieszenie zbierania dowodów w sprawie. W efekcie sędzia Lucy Koh z sądu Federalnego w San José zagwarantowała prawnikom wynajętym przez firmę z Cupertino dostęp do urządzeń i opakowań Samsunga. Dostęp do prototypów Samsunga jest niezbędny do oceny, czy powinny one być wymienione w pozwie. Jeśli prawdopodobieństwo wygranej Apple'a będzie wystarczająco wysokie, umożliwi to firmie z Cupertino ubieganie się o zakaz sprzedaży najnowszych urządzeń koreańskiego producenta. Ten krok może świadczyć o pewnym takcie prawników Apple'a, którzy przecież mogli złożyć wniosek o zatrzymanie sprzedaży podejrzanych produktów bez dochodzenia, a w niektórych przypadkach nawet na podstawie oględzin urządzenia leżącego na półce sklepowej.
I tym razem nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Koreańczyków — prawnicy Samsunga domagają się dostępu do prototypów iPhone'a 5 i iPada 3. Wniosek został zbudowany wokół zasady, że przezorny zawsze ubezpieczony. Dostęp do kolejnych generacji telefonów i tabletów konkurenta ma pomóc Samsungowi odeprzeć przyszłe oskarżenia o plagiatowanie urządzeń, a prawdopodobnie łudząco podobne do urządzeń Apple'a Droid Charge i Galaxy Tab 10.1 pojawią się na rynku w tym samym czasie. Prawnicy Samsunga chcą dokładnie zbadać podobieństwa między urządzeniami obu firm i przygotować się do potencjalnych dalszych czynności prawnych ze strony Apple'a. Sąd przychylił się do prośby Apple'a, gdyż urządzenia Samsunga zostały już zapowiedziane, a niektóre z nich są już na rynku. Jednak prototypy w Cupertino są pilnie strzeżone i Samsung nie ma szans na ich oglądanie.
Prawnicy Samsunga uważają, że Apple może złożyć wniosek o zablokowanie sprzedaży niektórych urządzeń koreańskiego producenta. Być może będzie to miało miejsce po wydaniu kolejnych generacji iPada i iPhone'a, nad którymi prawdopodobnie firma Apple teraz pracuje. Ale ani sąd, ani Samsung nie mają potrzeby oglądania niezapowiedzianych produktów firmy Apple. Pozew dotyczy obecnych już na rynku produktów z jabłkiem i obecnych lub zapowiedzianych urządzeń z Korei. Jednak Koreańczycy najwyraźniej żyją według zasady „oko za oko” i z godnym podziwu uporem będą uprzykrzać życie prawnikom Apple'a. A nawet gdyby się okazało, że urządzenia Samsugna są łudząco podobne do iPada 3, czy uniknięcie kolejnego procesu będzie wystarczającym bodźcem do zmiany projektu kolejnego Galaxy Taba?

(dobreprogramy.pl)

sobota, 28 maja 2011

join the dark force!

Gigabit GA-Z68XP-UD3-iSSD


Gigabyte GA-Z68XP-UD3-iSSD


Gigabyte GA-Z68XP-UD3-iSSD
Wraz z premierą chipsetu Z68 rywalizacja w segmencie wypasionych płyt głównych rozgorzała na nowo. Na tle konkurencji zdecydowanie wyróżnia się produkt Gigabyte’a, który pozwala out-of-the-box skorzystać z technologii Intel SRT.
Płyta główna oznaczona symbolem GA-Z68XP-UD3-iSSD jest przeznaczona dla procesorów Intel Core drugiej generacji (LGA 1155). Konstrukcja z układem logiki Intel Z68 umożliwia instalację 4 modułów pamięci DDR3-2133, podłączenie 4 napędów SATA 3.0 Gbps i 4 SATA 6.0 Gbps, a także montaż dwóch kart graficznych pracujących w trybie SLI/CrossFireX.
Na pokładzie Gigabyte’a GA-Z68XP-UD3-iSSD znalazł się również kontroler sieci przewodowych (1 Gbit), układ HD audio 7.1, port FireWire oraz po 2 USB 2.0 i 3.0. Nabywców zdecydowanie zainteresuje jednak złącze mSATA, w którym standardowo producent instaluje 20 GB dysk Intel SSD 311 (Larsen Creek), wykorzystujący pamięci NAND flash typu SLC (Single-Level Cell).
Gigabyte GA-Z68XP-UD3-iSSD
Gigabyte GA-Z68XP-UD3-iSSD
Dzięki technologii Intel System Response Technology nośnik ten współpracuje ze standardowym dyskiem twardym stanowiąc bufor dla najczęściej używanych plików, co skutkuje skróceniem czasu dostępu do nich i przyspieszeniem ładowania. Do Gigabyte’a GA-Z68XP-UD3-iSSD dołączane jest także oprogramowanie Lucid Virtu GPU, które pozwala na przełączanie między zintegrowanym a dedykowanym GPU.
Ceny płyty nie ujawniono. Produkt trafi do sklepów w ciągu najbliższych tygodni.
(gadzetomania.pl)

środa, 25 maja 2011

bezpieczeństwo danych :)

(inspire.2ia.pl)

sw spoiler

(comixed.com)

Lenovo T420 - Recenzja

Lenovo T420

Testowana konfiguracja:

Typ:4178A49
Chipset:Intel QM67
Procesor:i7 2620M 2.70Ghz (Platforma Sandy Bridge)
Karta graficzna:NVIDIA NVS 4200M (1024mb ddr3) [dedykowana]
Intel HD Graphics [zintegrowana]
Pamięć ram:4gb ddr3
Dysk twardy:Seagate ST9500420AS, 500GB 7200obr/min
Karta dźwiękowa:Conexant D330
Matryca:14,0” HD+, LED, 1600x900, matowa
Złącza:4x USB 2.0 (w tym: 1x zintegrowane z eSATA i 1x Powered USB)
1x eSATA (zintegrowane z USB 2.0)
1x DisplayPort
1x Express Card/34
1x czytnik kart SD
1x mini FireWire
1x Rj45
1x VGA
1x Audio Input/Output (3,5mm jack)
Napęd optyczny:Optiarc DVD RW AD-7710H
Łączność:Intel 82579 LM Gigabyte Network Connection (10MBit)
Intel Centrino Ultimate-N 6300 AGN (agn)
Thinkpad Bluetooth 3.0 Bluetooth
Inne:Podwójny mikrofon
Kamerka 720p HD
Bateria:55++, 9-cell (powiększona)
Wymiary:30.5 x 340.5 x 233 mm
Waga:Z baterią: 2,37 kg
Bez baterii: 1,88 kg
System:Windows 7 Professional 64x


Wstęp:
ThinkPady są komputerami jedynymi w swoim rodzaju - wyrobiona lata temu stylistyka jest utrzymywana w biznesowej prostocie, pomimo zmian mody, na które rynek komputerowy jest równie podatny jak każdy inny. Matowa, czarna, pancerna wręcz obudowa, duże, metalowe zawiasy, sztywna klawiatura bez zbędnych udziwnień oraz matowa matryca – to wszystko składało się na synonim solidności, jakim zawsze była marka firmowana najpierw przez IBM, a od 2005 roku przez Lenovo (oczywiście były wpadki, takie jak błyszczące SL400). T420 jest nowym, flagowym ThinkPadem, powinien więc być przykładem doskonałości (cena tego modelu na stronie Lenovo to 1429$). Teraz przekonajmy się sami.

 

Obudowa:
Obudowa wykonana jest z czarnego, matowego plastiku, jednak różni się on odrobinę fakturą na poszczególnych elementach: osłona matrycy zrobiona jest z tworzywa przypominającego lekko gumę (jest to tak naprawdę włókno szklano-węglowe) i jest bardziej podatna na zabrudzenia (łatwo łapie otarcia pozostawiając trudny do usunięcia ślad – domena chyba całej rodziny „T”) niż reszta. Pulpit roboczy zrobiono z bardziej chropowatego i łatwiejszego w utrzymaniu czystości plastiku, który jednak wydaje się troszkę za bardzo uginać. Spód natomiast wykonano z jakby trochę porządniejszych materiałów, bardziej sztywnych, i zdecydowanie estetyczniejszych. Wygląd obudowy nie wprowadza wielu zmian względem T410s. Na plus trzeba zaliczyć solidniejsze zawiasy, (nie żeby można coś było zarzucić T410s, jednak w T420 są one szersze i mam wrażenie, że troszkę lepiej działają) komputer można otworzyć jedną ręką, jednak nie są też za luźne, utrzymują matrycę we wzorowej pozycji. Powrócono także do osadzenia baterii z tyłu obudowy, zamiast na przedzie od dołu, jak w T410s (a wcześniej chyba w x300, jako pierwszym), co jak wiadomo ma swoje plusy i minusy. Jako pozytywny aspekt trzeba zaliczyć możliwość instalacji dużych i 9-komorowych baterii. Balans ciężkości jest także lepszy (umiejscowiony z tyłu jest wygodniejszy w noszeniu), jednak osadzenie takie wiąże się też ze znacznymi luzami, zwłaszcza, że od wprowadzenia modeli T60 zrezygnowano z blokowania (i tak chybotających się) baterii dwoma zatrzaskami na rzecz pojedynczego, co doprowadziło do jeszcze większych luzów (a w przypadku z61t nawet do wyłączania się komputera przy przenoszeniu!). T420 również ma ten problem, może w trochę mniejszym stopniu, jednak bateria waży swoje i z całą pewnością pod wpływem czasu luzy z tyłu się pogłębią. 


Osprzęt:
Klawiatura - znacznie lepsza od tej zamontowanej w T410s. Raz, że przyjemniejsza w dotyku (bardziej matowa, trochę jaśniejsza), a dwa, że sztywniejsza. W modelu T410s klawiatura lekko się ugina, zwłaszcza przy krawędziach, w T420 problem nie występuje, albo występuje w stopniu znacznie mniejszym. Skok klawiszy i opór jest idealny, taki jak powinien być, by zapewnić idealny komfort pisania. 
Touchpad – ja osobiście nie przepadam za chropowatymi płytkami dotykowymi, jednak te markowane przez Lenovo od pewnego czasu zbierają bardzo dobre opinie. Może po prostu wymaga to przyzwyczajenia?
Trackpoint – mały czerwony guziczek na środku klawiatury. W skrócie, (ponieważ opis działania zawarty jest w każdej recenzji, każdego ThinkPada i od czasów T21 jest dokładnie taki sam) bardzo precyzyjne i wygodne narzędzie wskazujące, które w zestawieniu z trzema dodatkowymi przyciskami zaraz poniżej klawiatury tworzy zestaw, dla którego wielu użytkowników zrezygnowało z touchpada. 



Łącza:
Generalnie poprawnie, jednak mogło by być lepiej. Wszystkie porty ulokowano na bocznych ściankach i z tyłu obudowy, zostawiając przód całkowicie wolny.


Z lewej strony, za otworem wentylacyjnym: VGA, Rj45, a dalej w jednej kolumnie: u góry - Display Port (i tutaj muszę się nie zgodzić z panią Martiną Osztovits piszącą recenzje dla notebookcheck (wersja angielskawersja polska), będę się upierał, że nie jest to USB 2.0, a jednak Display Port) i na dole – USB 2.0.


Z tyłu znajdują się: wejście zasilania, a dalej Powered USB 2.0 (duży plus, port ten jest pod napięciem nawet jak komputer jest wyłączony, co umożliwia wygodne ładowanie telefonu, czy innych urządzeń usb, jedyny wymóg – komputer musi być podpięty do zasilania sieciowego) i Mini Firewire.

 


Prawa strona: Kensington Lock, USB 2.0, pod nim USB 2.0 / eSata Combo port, ExpressCard/34, czytnik kart 4 in 1, wyłącznik wifi i przy samej krawędzi Audio (input/output combo), które zdecydowanie lepiej pasowałoby po lewej stronie, tutaj stanowi przeszkodę w operowaniu myszką (to samo dotyczy złącza eSata, które raczej powinno znaleźć się albo z tyłu, albo po lewej stronie. 

 

Na pulpicie roboczym znajduje się czytnik linii papilarnych, a na obudowie matrycy, dokładnie pośrodku, pomiędzy 2 mikrofonami wkomponowanymi w ramkę, kamera 720p, oraz światełko (nie tak praktyczne, jak podświetlana klawiatura, ale ratuje sytuację, zwłaszcza, że świeci na jasny biały kolor). 


Od spodu znajduje się port stacji dokującej, co jest olbrzymim plusem ThinkPadów (mimo, że ceny tych stacji są niekiedy astronomiczne(dla przykładu: 269,99$ (Lenovo)), gdyż stacje te w bardzo dużym stopniu podnoszą funkcjonalność laptopów zapewniając np. dodatkowe porty Display Port, Usb, DVI, czy chociażby Audio Input i Output w osobnych gniazdach. Wielkim rozczarowaniem jest brak USB 3.0, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe komputerze aspirującym do zaistnienia jako high-end biznesowej półki. Ciekawym rozwiązaniem jest przesunięcie napędu optycznego bliżej przedniej krawędzi, co jest rozwiązaniem dobrym, pozwalającym na umiejscowienie portów usb z samego tyłu. Nie mogę się też przekonać do 2in1 audio, nie wiem, czy jest to kwestia oszczędności miejsca, ale liczba faktycznie kompatybilnych z tym standardem urządzeń jest niewielka, więc listuję to jako minus.

Obraz:
Względem T410s zmieniono nieznacznie rozmiar matrycy z 14,1” na równe 14,0” oraz zwiększono rozdzielczość z 1440x900 na 1600x900. Zmiana ta wywołała jednakże jeden negatywny aspekt, a mianowicie dolna ramka jest wyraźnie grubsza od tej w T410s, co wygląda nieco topornie. Patrząc na nią nie można pozbyć się wrażenia, że od laptopa 15” komputer różni się jedynie wielkością samej matrycy (podobny efekt występował w SL410/SL510, gdzie wymiarowo różnica komputerów była niewielka, jedynie zmniejszono matrycę), co jakby mija się trochę z ideą „czternastek”, które miały być z założenia lżejsze i mniejsze, bardziej mobilne. Na plus: matowa, wysoka rozdzielczość, duża iluminacja (obraz jaśniejszy niż T410s), na minus, lekko blade kolory (zwłaszcza czarny). Kąty w poziomie zdecydowanie lepsze niż w pionie, generalnie zadowalająco. 

Wpływ na otoczenie:
Hałas
T420 jest notebookiem cichym. Nawet pod obciążeniem wiatrak jest ledwo słyszalny. Oczywiście najgłośniej jest podczas używania napędu, jednak różnice w decybelach nie są duże, a odgłos zupełnie ginie w szumie biura.

Ciepło
Jest dobrze, grzanie jest umiarkowane, nawet w okolicach dysku twardego, i nawet podczas dużego i długotrwałego obciążenia.

Głośniki
Jak każdy ThinkPad, T420 jest urządzeniem biurowym, więc nie kładziono nacisku na dobrą jakość dźwięku. Głośniki umiejscowione są w systemie stereo, po bokach klawiatury. Dają wyraźny i głośny dźwięk, ale jest on jednak płytki i lekko metaliczny. Jednak do zastosowań biurowych w zupełności wystarczający.


Podzespoły:
Lenovo wyposażyło testowany model w najnowocześniejszy procesor z platformy Sandy Bridge. i7 2620M został zbudowany w technologii 32nm i 64bitowej infrastrukturze. Posiada 2 rdzenie fizyczne pracujące w technologii Hyper-Threading, co daje w sumie 4 wątki logiczne, każdy pracujący z częstotliwością zmienną dynamicznie (Turbo-Boost) 2,7-3,4 GHz. Dokładna specyfikacja: intel.
Dedykowana karta graficzna to Nvidia NVS 4200M. Pomimo 1024mb ramu w ddr3 nie jest to najwydajniejsza jednostka, jednak dalej nie jest to komputer multimedialny, a biurowy, więc taka karta jest nawet przerostem formy nad treścią i w mojej opinii jedynie generuje koszt całości. Recenzja karty tutaj: notebookcheck
Miłym aspektem jest zainstalowanie 4gb ramu w jednej kości, pozostawiając jeden slot wolny. Szkoda tylko, że oba sloty nie są umiejscowione od dołu obudowy, trzeba więc zdjąć klawiaturę, by dostać się do drugiego. 4Gb już jednak na dzisiejsze standardy tej klasy komputerów to zdecydowanie za mało, szkoda więc, że do ceny trzeba doliczyć jeszcze koszt dodatkowej kości. 
Rozczarowuje natomiast dysk. Brak SSD w tym sektorze komputerów należy uznać za rzecz dziwną i bardzo ujemnie wpływającą zarówno na szybkość działania systemu (Lenovo jeszcze na początku roku na CES 2011 obiecywało drastyczne skrócenie czasu bootowania systemu (nawet poniżej 10s dla Ideapadów), szkoda więc że tutaj minięto się z technologią), jak i na wagę całości (ale o tym później). Co prawda w T410s również nie umieszczono dysku SSD, to jednak rozwiązano to w taki sposób, że zmniejszono dysk do rozmiarów 1.8”, co sprawiło że konstrukcja była smuklejsza i lżejsza. Tutaj zainstalowano Seagate ST9500420AS, 500GB 7200obr/min.

 

Podsumowanie:
T420 nie wyróżnia się niczym na tle innych ThinkPadów, jest logiczną kontynuacją upgrade'u podzespołów i utrzymania tego, co w Lenovo dobre. Na plus wypada matryca, rozmieszczenie portów, bardzo wydajny procesor, wolny slot ramu oraz rzeczy, które zawsze wypadają na plus w ThinkPadach, czyli: sztywna, wygodna klawiatura, touchpad i trackpoint, generalnie wytrzymała i solidna konstrukcja i rewelacyjne zawiasy. Dobrze wypada też emisja ciepła i hałasu. Miłym aspektem jest też obecność Powered USB. Jako minus: rażący brak portu USB 3.0, brak dysku SSD, skumulowane w jedno gniazdo Audi in/out i jak na laptop tej klasy – duża waga i gabaryty (dzisiejsze standardy są jakie są, Apple swoim Macbookiem Air wyznaczyło kurs dla sektora biznesowego na smukłość i lekkość, a na tym tle t420 wygląda jak duży krok w tył przy zestawieniu go chociażby z T410s, nie wspominając o takich konstrukcjach jak dopiero bardzo nieśmiało pokazujący się na rynku Lenovo X1).

   


autor: Przemysław Czajkowski - jck
korekta: Arleta Orłowicz - vexgirl 
Pierwsze zdjęcie na stronie pochodzi z serwisu: gadgetpicture.com
Wszystkie pozostałe są mojego autorstwa i zapraszam do ich kopiowania i powielania.

26 tb/s


prof. Jurg Leuthold (fot. Gabi Zachmann)
prof. Jurg Leuthold (fot. Gabi Zachmann)
Gdy nośnik DVD wchodził na rynek, wydawało się, że jest w stanie pomieścić całkiem sporo danych (4,7 GB na jednostronnej płycie). Przesłanie takiej ilości danych na pewno nie należało wtedy do łatwych. A co powiecie na przesłanie 700 DVD? W sekundę?
Zespół naukowców z niemieckiego Karlsruhe Institute of Technology przeprowadził udanie eksperyment, polegający na przesłaniu pojedynczą wiązką laserową 26 terabitów danych na odległość 50 km. Zdaniem profesora Jurga Leutholda i jego współpracowników to największy pakiet danych przesłany w sekundę. Niemcy tym samym pobili własny rekord z zeszłego roku, gdy zdołali przekroczyć magiczną granicę 10 terabitów na sekundę.
Udało się przesłać jednorazowo tak dużą ilość danych dzięki zastosowaniu nowej metody dekodowania optoelektrycznego. Sposób ten bazuje na czysto optycznej kalkulacji przy najwyższej szybkości transmisji danych w celu rozbicia jej na mniejsze części, aby przetworzyć je elektrycznie. Wstępna optyczna redukcja jest wymagana, gdyż nie ma dostępnej metody elektronicznego przetwarzania przy prędkości rzędu 26 terabitów na sekundę.
Kabel światłowodowy (fot. wikipedia)
Kabel światłowodowy (fot. wikipedia)
Metoda zwana jest także prostopadłym multipleksowaniem z podziałem częstotliwości(Orthogonal Frequency Division Multiplexing – OFDM). Co ciekawe, zdaniem naukowców z KIT jest to sposób charakteryzujący się także wysoką energooszczędnością – energia jest wymagana dla samej wiązki laserowej i tylko niektórych kroków przetwarzania.
Wynik naszego eksperymentu pokazuje, że fizyczne ograniczenia nie są jeszcze przekroczone, nawet przy bardzo dużych szybkościach transmisji danych. Kilka lat temu szybkość na poziomie 26 terabitów na sekundę była utopijna, nawet dla systemów wykorzystujących wiele wiązek laserowych
- mówi prof. Leuthold.
Taka szybkość pozwala np. na przesyłanie 400 milionów rozmów telefonicznych jednocześnie. W przeszłości nie było takiej potrzeby, ale to uległo zmianie.
Zapotrzebowanie na transmisję danych z ogromną szybkością wciąż rośnie. W sieciach telekomunikacyjnych już stosuje się systemy przesyłu na poziomie 100 gigabitów na sekundę. Trwają prace nad liniami przesyłającymi dane z szybkością od 400 Gb/s do 1 Tb/s. Niewątpliwie eksperyment KIT znacznie wyprzedza komercyjną implementację technologii, ale wskazuje także kierunek rozwoju.
Eksperyment nie był dziełem jednego zespołu. Byli w niego zaangażowani naukowcy i firmy z całej Europy i nie tylko, m.in. Agilent and Micram Deutschland, Time-Bandwidth Switzerland, Finisar Israel czy z University of Southampton w Wlk. Brytanii.
(gadzetomania.pl)

piątek, 20 maja 2011

SSD tanieje


SSD na razie nie mają konkurencji (fot. Sandisk)

SSD na razie nie mają konkurencji (fot. Sandisk)
Dyski SSD – nośniki, o których wyższości nad tradycyjnymi HDD się nie dyskutuje. Chciałby je mieć prawie każdy. Niestety, zaporowe ceny sprawiają, że jeśli w ogóle je kupujemy, to najczęściej tylko pod system i aplikacje. Na szczęście już niebawem to się zmieni – ceny pójdą ostro w dół!
Według raportu Gartnera, rok 2012 będzie przełomowy i dyski flash w końcu staną się podstawowym nośnikiem informacji w mainstreamowych komputerach osobistych. Jeszcze w tym roku średnia cena pamięci NAND flash powinna być o 30% niższa od obecnej, a prognozy na 2012 rok mówią o kolejnych 36% obniżkach.
Ostatecznie w 2. połowie 2012 roku koszt 1 GB przestrzeni na dysku SSD ma spaść poniżej 1 dolara (a więc na chwilę obecną niecałych 3 zł), więc za nośnik o danej pojemności zapłacimy nawet ponad 50% mniej niż obecnie. Lżejsze, szybsze, bardziej energooszczędne laptopy, z którymi nie trzeba się cackać, by nie utracić danych. Lubię to!
Może w końcu wysłużone dyski magnetyczne przestaną być wąskim gardłem PC i przeciętny Kowalski bez żalu rozstanie się z talerzami na rzecz pojemnego dysku flash, na który będzie go stać. Rzecz jasna raport przewiduje ok. 16% wzrost popytu na dyski SSD, co w związku z dużym zainteresowaniem technologią już teraz (mimo wysokich cen) wydaje się jak najbardziej realne.
(gadzetomania.pl)

Security researcher Christopher Sogohain believes Dropbox is lying in claiming that they encrypt uploaded files and keep them from employee eyes. So he filed an FTC complaint against them.
According to Wired, the complaint alleges that the lack of encryption means that your files could be involved in possible government searches, copyright infringement lawsuits, or the machinations of Dropbox employees.
Dropbox saves storage space by analyzing users' files before they are uploaded, using what's known as a hash - which is basically a short signature of the file based on its contents. If another Dropbox user has already stored that file, Dropbox doesn't actually upload the file, and simply "adds" the file to the user's Dropbox.
The keys used to encrypt and decrypt files also are in the hands of Dropbox, not stored on each user's machines.
Those architecture choices mean that Dropbox employees can see the contents of a user's storage, and can turn over the nonencrypted files to the government or outside organizations when presented with a subpoena.
Additionally, Dropbox previously claimed that employees " aren't able to access user files." They've since changed that statement to say that they aren't permitted to access those files.
In filing the complaint, Soghoian basically wants Dropbox to make their policy more explicit. Looks like someone's got some 'splainin to do. [Wired]
UPDATE: A Dropbox PR flak has this to say...
"We believe this complaint is without merit, and raises old issues that were addressed in ourblog post on April 21, 2011. Millions of people depend on our service every day and we work hard to keep their data safe, secure, and private."
(gizmodo.com)

czwartek, 19 maja 2011

Gliese 581d - planeta jak Ziemia



Wygląda na to, że właśnie otrzymaliśmy potwierdzenie istnienia planety, na której panują warunki umożliwiające zasiedlenie. Co więcej, w skali galaktycznej jest ona położona dość blisko Ziemi. Niestety, to wciąż za daleko jak na nasze możliwości.
Francuscy naukowcy potwierdzili, że na odkrytej 4 lata temu planecie Gliese 581drzeczywiście panują warunki umożliwiające rozwijanie się życia, a nawet zasiedlenie przez ludzi. Stabilna atmosfera, przyjazne temperatury oraz woda w stanie ciekłym– to wszystko sprawia, że Gliese 581d jest pierwszą jak dotąd planetą, na której z całą pewnością mogło rozwinąć się życie.
Pewność zdobyto na drodze badań nad komputerowymi modelami. Sama planeta jest zbyt mała, aby można ją było poddać bezpośredniej obserwacji. Niezbędne dane uzyskano badając wpływ, jaki Gliese 581d wywiera na gwiazdę, wokół której orbituje, oraz sąsiednie planety.
Rozmiarami Gliese 581d dwukrotnie przewyższa Ziemię, a jej masa jest aż sześciokrotnie większa. Atmosfera planety jest uboga w tlen, ale umożliwia oddychanie formom życia, które potrzebują go do funkcjonowania. Również grawitacja jest inna (wyższa) niż na Ziemi.
Gliese 581d jest wystarczająco podobna do Ziemi, żebyśmy mogli na niej żyć, i na tyle się od niej różni, aby na jej powierzchni mogły rozwinąć się zupełnie odmienne od ziemskich formy życia. Niestety, na empiryczne potwierdzenie tych rewelacji będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Planeta znajduje się w odległości 20 lat świetlnych od nas. Oznacza to, że dotarcie na nią zajęłoby nam około 300 000 lat ziemskich.
(gadzetomania.pl)