The Pirate Bay ma nowy plan na wysłanie swoich serwerów do strefy, w której będą one bezpieczne i władze żadnego państwa nie będą miały do nich dostępu. Plan trochę przypomina przedwczesny żart zaplanowany na 1 kwietnia, autor wpisu na blogu wydaje się jednak być poważny. I dobrze, bo nawet jeśli to jest żart, warto się nad nim zastanowić.
Zatoka Piratów chce wysłać w powietrze wyposażone w odbiorniki GPS drony, które będą poruszać się kilka lub kilkanaście kilometrów nad powierzchnią ziemi. Jeszcze nie wszystko zostało opracowane, ale w założeniu w powietrze mają zostać wystrzelone obiekty o dwuznacznej nazwie LOSS (Low Orbit Server Station). Teoria mówi, że z wykorzystaniem nowoczesnej transmisji radiowej możliwe będzie uzyskanie transferów powyżej 100 Mb/s z każdej stacji znajdującej się bliżej, niż 50km. Na dronach mają znajdować się tanie minikomputery podobne do Raspbery Pi, które połączone w sieć stanowić będą proxy do łączenia się z serwerami TPB. Tą metodą właściciele Zatoki Piratów zabezpieczą się przed fizycznym odcięciem od sieci, gdyż bez samolotów zdjęcie proxy nie będzie wykonalne.
Ile to ma sensu? Pobór mocy komputera pokroju Raspberry Pi, odbiornika GPS i nadajnika radiowego nie będzie raczej większy, niż smartfona. Do zasilenia takiego maleństwa teoretycznie wystarczy metr kwadratowy baterii słonecznej. Całość powinna zamknąć się w kilkuset gramach, zależnie od rozmiaru drony, więc wyniesienie ich na odpowiednią wysokość nie powinno być trudne. Drony mogłyby zostać umieszczone w stratosferze za pomocą balonów, podobnie jak ma to miejsce w przypadku mniejszych satelitów, z tym że tu balony mogłyby być odpowiedzialne za ciągłe utrzymywanie drony na odpowiedniej wysokości. Inna sprawa, że obecnie zbudowanie sieci takich niskoorbitalnych serwerów będzie bardzo kosztowne, a pewnym jest, że pierwsze sztuki pójdą na straty.
Wykonanie nie jest tu jednak najważniejsze. Sama idea wyniesienia serwerów w powietrze jest krokiem w przód w dystrybucji danych i nadaje dosłowności terminowi ukutemu w zupełnie „przyziemnych warunkach” — chmurze obliczeniowej. Oczywiście takie minikomputery można umieszczać również w innych miejscach — na słupach, na dachach budynków, czy nawet na drzewach — ale niezależnie od rozwiązania technicznego, ważne jest wyjście z inicjatywą. The Pirate Bay, nawet jeśli tylko buja głową w nomen omen chmurach, skłonił wiele osób do myślenia swoim pomysłem. Tymczasem piratom marzy się nie tylko zdecentralizowane proxy i centrum danych w powietrzu, ale możliwość udostępniania odnośników do danych w każdym zakątku galaktyki. Co więcej, wszystkie plany i schematy, które wykorzystane zostaną przy budowie powietrznej serwerowni, będzie można pobrać i przeanalizować samemu. Być może z rozwiązań TPB skorzystają entuzjaści Hackerspace Global Grid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz